
Caleb: bohater po drugiej stronie moralności
Caleb, protagonista „Blood”, to postać nietypowa jak na standardy strzelanek z lat 90. Były kaznodzieja, zdradzony i zamordowany przez własny kult, powraca z martwych. Nie jako zbawiciel. Jako egzekutor. Jego celem jest zemsta, a jego świat to ruina pełna bluźniertwa i przemocy.
„I live… again”
Głos Caleba to jeden z najmocniejszych elementów gry. Nieprzyjazny, ironiczny, pozbawiony emocji, ale dziwnie hipnotyzujący. Nie potrzebuje długich przemówień – jedno „I live… again” wystarcza, by poczuć, że obcujemy z postacią niejednoznaczną, mroczną, przyciągającą.
Jest obecny na każdym kroku – komentuje, śmieje się, cytuje literaturę i kino grozy z manierą człowieka, który już dawno przestał wierzyć w zbawienie. Nie jest wyciszonym protagonistą jak Doomguy, ani przebojowym macho jak Duke Nukem. Jest czymś pomiędzy: cieniem, głosem, przekleństwem. Nie szuka przebaczenia. Szuka sprawiedliwości. Po swojemu.
Arsenał z charakterem
W „Blood” każda broń ma swój rytm, swoje miejsce, swoje przeznaczenie. Na starcie dostajemy widły, proste narzędzie, które jednak w odpowiednich rękach potrafi być zabójcze. Brzmi absurdalnie, dopóki nie wbije się ich z rozpędu w szyję ożywionego kultysty. Potem jest tylko lepiej – dwururka o ciężkim, satysfakcjonującym odrzucie, miotacz ognia zrobiony z aerozolu i zapalniczki. Dynamit – elastyczny, można nim rzucać, zostawiać pułapki, detonować z opóźnieniem. Tesla Cannon miota ładunkami elektrycznymi z siłą, która potrafi dosłownie rozerwać przeciwnika. Tu nie chodzi o statystyki. Chodzi o wrażenie.
Wrogowie z wiarą, ale bez litości
Kultystów w „Blood” nie można lekceważyć. Mimo pikselowej grafiki potrafią zaskoczyć celnością, szybkością, a przede wszystkim zachowaniem. Mówią łaciną, recytują mantry, strzelają z niepokojącą precyzją. Nie wyglądają na potwory – wyglądają na ludzi, którzy dokonali wyboru. To sprawia, że konfrontacje z nimi są bardziej osobiste. Ich głosy to jedno z najbardziej niepokojących audio w historii gier: mieszanina łacińskich psalmów, jęków i krzyków agonii.
Oprócz kultystów mamy zombie, demoniczne istoty, potwory, które przypominają przerysowane ryciny medyczne ze średniowiecza. Każdy przeciwnik ma swoje miejsce w ekosystemie tego wypaczonego świata.
Mapy jako opowieści
Poziomy w „Blood” to nie tylko lokacje do oczyszczenia. To przestrzenie z narracją. Opuszczony teatr, wesołe miasteczko, klasztor w ruinie – każda mapa opowiada historię miejsca, zanim jeszcze padnie pierwszy strzał. Projekt poziomów to sztuka – pełne sekretnych pomieszczeń, alternatywnych dróg, pułapek. Zachęcają do eksploracji, ale też uczą ostrożności.
Nie ma tutaj przypadkowych lokacji. Każda przestrzeń ma klimat, tempo i narrację wizualną.
Dźwięk i obraz – atmosfera przed akcją
„Blood” nie potrzebuje straszaków. Groza wynika z atmosfery. Skrzypiące drzwi, odległe szepty, zawodzący wiatr. Muzyka – a raczej ambient – nie dominuje, ale dopełnia. To gra, która wie, kiedy milczeć.
Grafika oparta na silniku Build (tym z DukeNukem 3D) ma swoje ograniczenia, ale styl rekompensuje wszystko. Kolorystyka to zgnilizna, cegła, krew i ogień. Efekty śmierci są przesadzone, ale spójne ze stylistyką. Nic nie wygląda tu na przypadkowe.
Poziom trudności z charakterem
„Blood” wymaga. Nie chodzi tylko o refleks. Potrzebna jest pamięć do układu poziomów, oszczędne gospodarowanie amunicją, ciągły ruch. Gra nie karze za błędy, ale nie daje drugich szans. Każda potyczka to test, każdy etap to osobna walka o przetrwanie.
To tytuł, który satysfakcjonuje wtedy, gdy przestajesz się bać zginąć i zaczynasz myśleć jak Caleb.
Dziedzictwo bez kompromisów
Przez lata „Blood” pozostawało niszowe, ale nigdy zapomniane. Dzięki wersji Fresh Supply wróciło na nowoczesne platformy, bez tracenia charakteru. Społeczność graczy, mody, poradniki, analizy – wszystko to pokazuje, że gra nie przetrwała przez nostalgię. Przetrwała, bo nadal potrafi poruszyć. Ona nie oferuje ucieczki od rzeczywistości, tylko zabiera cię w jej najbardziej wypaczoną wersję. A kiedy już tam jesteś – nie pyta, czy chcesz zostać.
To nie jest gra, którą się wspomina. To gra, do której się wraca.
🔥Ocena: 9.5/10
„Blood” to nie tylko klasyk gatunku FPS. To osobne zjawisko. Pełne klimatu, surowe, wymagające, autentyczne. W świecie gier, który coraz częściej idzie na kompromis, „Blood” przypomina, jak wygląda projekt bez taryfy ulgowej. I dlatego nadal żyje.
🛍️Do kupienia na GOG